środa, 21 listopada 2012

Rozdział 1

Oto rozdział 1. Liczę na szczere komentarze :)
-------------------------------------------------------------------
Rozdział 1


Jest już wczesna jesień. Drzewa rumienią się i zrzucają kolorowe liście tworząc purpurowe dywany. Oparłam wygodnie głowę na ręce i wyglądałam przez okno prowadząc głębokie refleksje dopóty, dopóki nie przerwał mi głośny dźwięk szkolnego dzwonka.
- Chodź śpiochu - usłyszałam spokojny głos Robyn - mojej najlepszej przyjaciółki od dzieciństwa. Zwlekłam się leniwie z krzesła, spakowałam książki do torby i jak zwykle ostatnia, zatrzymywana swoimi myślami wychodziłam z klasy, ale zatrzymał mnie pan od fizyki - pan Simons.
- Usiądź proszę - powiedział spokojnie, a ja posłusznie spełniłam jego polecenie. - Zauważyłem, że jesteś jakaś nieobecna. Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku - odpowiedziałam udając iż nie widzę, jak nauczyciel zbliża się i kuca przede mną.
- Na pewno? Jakieś problemy z rodzicami... - mówił patrząc mi w oczy, po czym położył rękę na moim udzie.
- Tak, na pewno - odpowiedziałam chłodno patrząc na rękę nauczyciela, która wędrowała coraz wyżej. Poderwałam się z miejsca i ruszyłam do wyjścia, ale fizyk mnie zatrzymał mocno trzymając za nadgarstek.
- Nikomu o tym nie powiesz - przestrzegł nauczyciel, ale ja nie miałam chęci na dyskusję. Wyszłam z sali mocno ciskając przy tym drzwiami. Zaczęłam się zastanawiać, czy to będzie dobry pomysł jeśli faktycznie nic nie powiem nikomu...? Nie ważne... Nie miałam zamiaru siedzieć w szkole chwili dłużej więc odnalazłam Robyn.
- Jakby co, źle się poczułam - szepnęłam. Miałam oczywiście na myśli ucieczkę ze szkoły, a później szwędanie się po mieście. Blondynka spojrzała na mnie pytająco, a potem lekko przytaknęła. Nie czekając już na nic zeszłam do szatni, gdzie założyłam na siebie czarny, krótki płaszcz i zmieniłam buty. Już miałam wychodzić, gdy zorientowałam się, że przyszedł na wartę ochroniarz, zwany też przez uczniów "Strażnikiem Teksasu" czy coś takiego. Teraz to była kiszka. Ten stary pierdziel miał naprawdę dobry słuch i z pewnością usłyszałby, że ktoś mocuje się z drzwiami. Nie chciało mi się czekać, aż pójdzie więc wystukałam sms'a do szkolnego przypałowca Raula:
Strażnik na warcie. Zajmij go czymś.
L.
Nie musiałam długo czekać na interwencję kolegi. Raul uwielbiał takie akcje i zawsze jak coś się działo to nawet jeśli nei brał w tym udziału, zaraz leciał i wkręcał się tak, żeby wina leżała też po jego stronie. Do tej pory się zastanawiam się, po co mu to wszystko... Ważne, że odwalił swoją robotę tak jak trzeba. Krzyknął, że biją się na boisku, a nasz bohaterski ochroniarz od razu rzucił się na pomoc dając mi tym samym wolną drogę. Na luzie opuściłam teren szkoły. Wiedziałam jednak, że nie mogę wrócić do domu. Gdyby Patricia albo Marius wrócili wcześniej do domu i mnie tam zastali, miałabym poważne kłopoty, albowiem oni nie tolerują takich akcji. Są niesamowicie spokojni i wyrafinowani.
Czasami się zastanawiam, czy to możliwe, że jestem ich córką. Jesteśmy zupełnie inni. I pod względem wyglądu i charakteru, ale oni wciąż mi mówią, że jestem taka jaka była babcia Sharon. Sama nie mam o tym pojęcia bo zginęła ona w wypadku mając tzrydzieści kilka lat, zostawiając tym samym dziadka i moją mamę samych.
Jak już wspomniałam, nie mogłam wrócić do domu, ani pokazywać się zbytnio w jakimś parku, czy galerii, żeby nie przyuważyli mnie znajomi Pat i Mariusa więc wybrałam się w zupełnie nowe miejsce. Był to jakiś obskórny bar "Promil" czy coś podobnego... Zajęłam miejsce w kącie pomieszczenia, zamówiwszy przedtem espresso, które o dziwo tam było i smakowało całkiem przyzwoicie. Wyciągnęłam książki i zaczęłam odrabiać zadaną wcześniej pracę domową. Coś skusiło mnie do podniesienia wzroku i tak też zrobiłam. Dzięki temu dostrzegłam, że mężczyzna siedzący przy stoliku naprzeciw mnie, gapił się na mnie i szybko odwrócił wzrok, gdy to dostrzegłam. Zmieszana spakowałam zeszyty i dopiłam kawę. Gdy już miałam wstawać i wychodzić w knajpce pojawił się nieoczekiwany gość. A mianowicie był to pan Simons! Podszedł do baru, zagadał parę słów z barmanem, po czym ten wskazał mu wytatuowaną tłustą łapą kierunek na toalety. Coś mi się jednak w tym wszystkim nie podobało. Nauczyciel był mega zdenerwowany i nogi mu się praktycznie łamały od samego chodzenia. Moja ciekawość nie pozwoliła mi puścić tego płazem więc zarzuciłam torbę i niepostrzeżenie czmychnęłam za panem Simonsem. Wychyliłam głowę zza rogu i spostrzegłam, że fizyk wchodzi do jakiegoś pomieszczenia. Kucnęłam przed drzwiami i przyłożyłam do nich ucho.
- Chcesz wszystko spieprzyć?! - wrzeszczał jakiś mężczyzna.
- To nie tak! - bronił się profesor, a potem dało się słyszeć jakiś trzask. Pewnie oberwał.
- A jak?! Wytłumacz mi to zboczeńcu! Miałeś ją podpuścić, a nie obmacywać! - usłyszałam kolejny głos. Należał do jakiegoś młodego chłopaka, to pewne. Zrobiło mi się mega gorąco, gdy poczułam na ramieniu czyjąś rękę. Gdy się odwróciłam dojrzałam bysiora zza lady. Wstałam i patrzyłam mu teraz odważnie w oczy. Barman skrzywił się i podniósł już rękę, żeby mnie uderzyć, ale za chwilę stęknął i upadł na ziemię tuż pod moje stopy. Za nim natomiast stał jakiś mężczyzna w garniturze. W prawej ręce trzymał jakąś broń. Spojrzałam na niego niepewnie i wtedy zorientowałam się, że to on siedział wcześniej naprzeciw mnie. Wystraszyłam się. Puści mnie wolno, czy podzielę los barmana, który leżał teraz pod moimi stopami?
- To środek usypiający. Obudzi się za 20 minut, a tymczasem, nigdy więcej się tu nie pokazuj - powiedział po chwili spokojnym i całkowicie beznamiętnym tonem. Skinęłam lekko głową i puściłam się biegiem w stronę tylnego wyjścia. Wsiadłam w autobus i pojechałam do mojego domu.
Gdy dojechałam już na miejsce zamknęłam wszystkie okna i zamki. Nie chciałam nieoczekiwanych gości w domu. Nalałam wody do wanny, po czym wskoczyłam do niej i zaczęłam rozmyślać nad wydarzeniami z dzisiejszego dnia. Mimo, iż woda była gorąca, poczułam zimny dreszcz, gdy uświadomiłam sobie pewną rzecz. Mówili, że pan Simons nie miał kogoś obmacywać, tylko podpuścić, a co jeśli... Jeśli chodziło o mnie? Na tę gorzką myśl poderwałam się z wanny, przebrałam i poszłam do swojego pokoju, żeby pobawić się chwilę z moim legwanem Leonem. Nie wiem ile mi się zeszło, ale pamiętam tylko tyle, że złapało mnie zmęczenie i zasnęłam.
Obudziłam się koło dwudziestej czwartej. Przetarłam leniwie oczy, które za chwilę szeroko otworzyłam słysząc jakieś trzaski dobiegające z dołu. Prawdopodobnie z salonu. Sięgnęłam do szuflady po nożyk do otwierania listów przypominający kształtem mały sztylet. Ściskając go kurczowo w prawej ręce, ześlizgnęłam się jak kot po jasnych schodach. Zbliżałam się pomału do źródła dźwięku planując, co zrobić później. Nie zdążyłam go nawet obmyślić bo już natknęłam się na natręta.
--------------------------------------------------------------------------------------------

I jak się podobało? ktoś ma pomysły, kto to może być? :)

wtorek, 20 listopada 2012

Prolog

PROLOG

Wszystko zaczęło się dnia, kiedy Lexi Loose zrywa się z lekcji przez natrętnego nauczyciela. Zniesmaczona postępowaniem fizyka, ucieka ze szkoły odwiedzając po drodze obskórną knajpkę. Od tego momentu, jej życie nie może być takie samo. Głuche telefony, wizyty nieznajomych i śmiertelne niebezpieczeństwo, czyli coś co zwaliło się na głowę brytyjki. Osiemnastolatka nieświadoma knowań ukrywanych tyle lat postanawia poznać swoją prawdziwą tożsamość i środowisko, w którym powinna się obracać.
------------------------------------------------------------------------------------------

Nie jest on jakiś długi i porywający ale zapewniam, że nie będziecie się nudzić czytając moje rozdziały ;]

Wstęp

 Hej. Jestem Nat i mam 14 lat. Będę prowadziła bloga z opowiadaniem o osiemnastoletniej brytyjce, która odkrywa rodzinne tajemnice i staje się kimś zupełnie innym niż była do tej pory. Nie zdradzę wam póki co, o co chodzi, ale mogę zapewnić iż to się wkrótce wyjaśni ^^
zapraszam do czytania, wkrótce pojawi się prolog.

~ Nat