piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 2

Hej :) Przepraszam, że tak długo mi się zeszło z tym drugim rozdziałem no ale wiecie jak to jest ze szkołą. Wena też już nie za bardzo dopisywała ^^ Dziękuję za wejścia i komentarze.
zapraszam na rozdział :*
------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 2

Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać, gdy zobaczyłam, że tajemniczym włamywaczem był nikt inny jak Leon.
- Nieładnie tak mnie straszyć, wiesz? - powiedziałam do gada biorąc go na ręce. Legwan jednak spiął się, postawił kołnierz pod gardłem i wbił pazury w moją rękę. To nie Leon narobił tyle hałasu. W ogrodzie ktoś stał i uciekł, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Odłożyłam zwierzę i chwytając nożyk popędziłam na zewnątrz. Szybko dopadłam kobietę uciekającą z naszej posesji i zaczęłam się z nią szarpać. Po chwili siedziałam na niej i trzymałam nożyk blisko jej głowy.
- Kim jesteś i po co tu przylazłaś?! - wrzasnęłam. Kobieta natomiast zaśmiała się gorzko. Nie widziałam jej bo najwidoczniej wysiadły korki i światła ogrodowe nie działały. Była cwańsza niż podejrzewałam bo sprytnym ruchem zrzuciła mnie z siebie i uciekła. Pobiegłam kawałek za nią, ale ona wybiegła z naszej posesji i wsiadła do jakiegoś czarnego samochodu. Z wściekłością wbiłam sztylet w ziemię przeklinając przy tym głośno.
- Kto cię nauczył takich słów? Chyba nie my - usłyszałam za sobą głos taty. Zrobiłam minę zbitego psa, a potem przytuliłam go na przywitanie i weszliśmy do środka.
Jak dobrze, że był już weekend. Ten wczorajszy piątek wyprowadził mnie całkowicie z równowagi... Zwłaszcza, że jadę na stresie bo to jest tylko kwestią czasu nim rodzice dowiedzą się o moich wagarach.
Wyszłam na spacer. Bez słowa i żadnego znaku po prostu wyszłam z domu.
- Hej mała - usłyszałam znajomy głos. To był Cam, starszy brat Robyn.
- Cześć stary koniu, gdzie idziesz? - odpowiedziałam z uśmiechem, który blondyn odwzajemnił.
- No wiesz, dzięki... Po prostu pomyślałem, że warto by było gdzieś się przejść. A ty?
- Dokładnie to samo. Mam zamiar się dziś odstresować - mruknęłam wciągając nosem rześkie powietrze.
- Może razem się przejdziemy? - zapytał po chwili ciszy. Kiwnęłam głową w odpowiedzi ale dalej milczałam. Chciałam wszystko na spokojnie przemyśleć.
Doszliśmy aż do Shalcomb Street. Nasz krok był spokojny i regularny póki ja się nie zatrzymałam. Znów pan Olivier? Wchodził w jakiś zaułek rozglądając się przy tym bacznie. Zapewnie nie zauważył nas przez sznur zaparkowanych samochodów. Zresztą kiepski był z niego obserwator. Spojrzałam na Cama i położyłam palec na ustach. Potem pociągawszy za sobą przyjaciela podeszłam do rogu alejki i wychyliłam lekko głowę. Z głębi zaułka wyszedł jakiś mężczyzna, ubrany cały na czarno. Za nim wyszło jeszcze dwóch łysych bysiorów i jeden jakiś młody chłopak. Wytężałam słuch i wzrok poza granice moich możliwości. Nie byłam pewna ale po głosie rozpoznając, miałam wrażenie, że to ci sami ludzie, którym ostatnio wizytę złożył pan Olivier w barze.
- Zrobisz to! - usłyszałam tylko te słowa bo mężczyzna je wykrzyczał wpychając nauczycielowi coś do rąk. Obserwowałabym ich dalej, ale jeden z bysiorów był wyraźnie znudzony i zaczął się rozglądać przez co nas zauważył. Wskazał na nas palcem i zaczął coś wykrzykiwać do reszty. Wszyscy spojrzeli w naszą stronę, a mi i Camowi nie pozostało nic innego, jak po prostu uciekać. Biegli za nami cały czas. W końcu Cam zatrzymał mnie i wcisnął pod schody jednego z domów.
- Siedź tu, wrócę po ciebie - szepnął.
- Ale co z tobą? - jęknęłam cicho.
- Nic mi nie będzie. Jeśli cię znajdą krzycz, wołaj o pomoc i uciekaj najdalej jak możesz byle nie do domu, znajdę cię - powiedział, po czym cmoknął mnie w czoło i pobiegł. Ten gest mnie nie zdziwił. Przyjaźniłam się z nim i Robyn od małego i był on dla mnie jak starszy brat dlatego tak bardzo się o niego martwiłam. Wychyliłam się leciutko i zobaczyłam jak ci bandyci biegną za blondynem. W moich oczach stanęły łzy. Cofnęłam się gwałtownie, gdy ktoś przede mną stanął. Sparaliżowało mnie, gdy sposptrzegłam, że był to ten sam młody chłopak, który stał tam wtedy z bysiorami w alejce na Shalcomb St. Patrzył teraz na mnie swoimi czekoladowymi oczami wciągając nerwowo powietrze przez usta.
- Proszę cię, ja... - wydukałam cicho z przerażenia.
- Spokojnie, nie powiem. Pod warunkiem, że ty też nikomu nie powiesz. To co słyszałaś masz zbrać ze sobą do grobu, ok? - przerwał mi. Jego ton wcale nie był brutalny, szorstki czy napastliwy. Ku mojemu zaskoczeniu chłopak przemówił do mnie spokojnym i życzliwym szeptem. Pokiwałam twierdząco głową. Gdy chłopak chciał odejść złapałam go za kostkę. Spojrzał na mnie pytająco.
- To moja wina, niech zostawią Cama w spokoju, proszę - załkałam.
- Chłopak?
- Przyjaciel, prawie że starszy brat.
- Zrobię co mogę.
Byłam dość zszokowana postawą młodocianego bandyty. Był zupełnie inny niż reszta bandy, która właśnie ganiała Cama po londyńskich ulicach.
Zaczynało zmierzchać. Nadal siedziałam pod schodami. Skulona w kłębek czekałam na cud jednocześnie snując czarne scenariusze dotyczące mojego przyjaciela. Głuchą ciszę przerwał dźwięk mojego telefonu.
- Halo Cam? Gdzie jesteś? - powiedziałam szybko do słuchawki.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Właśnie teraz jestem King's Rd. Idę po ciebie - powiedział spokojnie.
- Nie, zostań tam. Ja przyjdę, spotkamy się w Chelsea Quarter Cafe, ok? - zaproponowałam. Nie chciałam, żeby Cam ściągnął na siebie kłopoty przez to, że próbował po mnie wrócić.
- Jesteś pewna? - zapytał troskliwie.
- Tak, już idę - powiedziałam i rozłączyłam się. Schowałam komórkę do kieszeni i szybkim ale miarowym krokiem udałam się w stronę kawiarni.
--------------------------------------------------------------------------------------------

No i jest 2 rozdział :) jak wam się podoba? :)