wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 3


Rozdział 3

 

       King’s Road była dość ruchliwą ale przytulną ulicą. Rozglądałam się bacznie dookoła wypatrując ewentualnego niebezpieczeństwa. Dotarłam do kafejki po jakiś 10 minutach i dostrzegając w środku Cam’a, weszłam do niej. W środku było bardzo ciepło więc siadając przy blondynie od razu szybko pozbyłam się płaszcza.

       - Nic ci nie jest? – zapytaliśmy jednocześnie.

       - Wszystko w porządku – uśmiechnęłam się – A co z tobą?

       - To samo – powiedział spokojnie – Ale musisz być bardzo ostrożna, nie sądzę, żeby to był koniec.

       Spuściłam wzrok i to pomogło mi dostrzec liczne zadrapania i zaschniętą krew na dłoni przyjaciela.

       - No tak, rzeczywiście nic ci nie jest – mruknęłam niezadowolona łapiąc go za rękę. Ten tylko przełknął ślinę, ale nie wyrwał dłoni z mojego uścisku. – Cam…

       - Przedzierałem się przez krzaki, zwykłe zadrapanie – zapewniał, a potem uśmiechnął się – Do wesela się zagoi.

       Siedzieliśmy w kafejce, aż do zamknięcia. Całą drogę powrotną, Cam oglądał się dookoła i obejmował mnie ramieniem. W sumie to bardzo dobrze bo przerażenie wciąż nie ustępowało.

       - Jeden z nich… - zaczęłam przerywając ciążącą między nami ciszę – Jest moim nauczycielem od fizyki.

       Blondyn spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem.

       - I do tego się do mnie wczoraj przystawiał, w szkole. Dlatego uciekłam – wyjaśniłam.

       - A ty wiesz, że to bardzo poważne, prawda? – zapytał.

       -Wiem, ale nie wiem jak bardzo – odparłam.

       - Musisz zmienić szkołę – rzucił nagle Cam. Spojrzałam na niego niedowierzająco.

       - Jak to zmienić? A co z Robyn? Nie zostawię jej samej w szkole choćby nie wiem co! – marudziłam.

       - Posłuchaj – zatrzymał się i złapał mnie za ramiona – To coś poważniejszego niż nauczyciel zboczeniec, czy rozmowa jakiś wandali, uwierz mi.

       - Skąd możesz to wiedzieć? – prychnęłam.

       - Wiem więcej niż ci się wydaje – szepnął. Gdy otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć dodał – Zaufaj mi. Tak będzie lepiej. W najlepszym wypadku uda ci się namówić rodziców na przeprowadzkę.

       - Czyś ty oszalał? Mam zwiewać z miasta przez jakiś frajerów, którzy i tak już mnie pewnie nie pamiętają?!

       - To naprawdę jest trudne do wytłumaczenia.
       - Oj daj sobie spokój. – warknęłam i odeszłam. Szybko pokonałam odcinek dzielący mnie od domu i unikając wzroku któregokolwiek z rod
rodziców, pomknęłam do pokoju. Sięgnęłam po laptopa i w tym momencie coś przykuło moją uwagę. Na stoliku leżała jakaś złożona na pół karteczka. Otworzyłam ją ale w środku widać było tylko znaczek z Big Ben’em i przed nim napisaną niezgrabnie cyfrę  „4”, a zaraz po nim jakieś kolejne cyfry. 191112

       - Co to kurde… - szepnęłam do siebie i schowałam karteczkę od szuflady.

       - Alexia, kolacja! – usłyszałam z dołu krzyk mamy. Nie znosiłam, gdy używała pełnej formy mojego imienia…

       Weekend ku mojemu zaskoczeniu minął bez żadnych niespodzianek, liścików, czy pościgów. Całą niedzielę przeleżałam wygodnie w łóżku, a teraz nadchodził poniedziałkowy poranek. Źle spałam tej nocy i gdy słońce jeszcze się nie zbudziło, ja już czatowałam i czekałam na jego pierwsze promienie.

       - Coś się stało? Jesteś strasznie podenerwowana – zauważyła Robyn, gdy byłyśmy już w szkole i spacerowałyśmy korytarzem. Nie odpowiedziałam więc próbowała znowu – Cam mówił, że jesteś na niego zła.

       - Oj bez przesady – mruknęłam i przyspieszyłam. Czasami to gadanie Robyn doprowadzało mnie do szału, a najczęściej chciało jej się gadać wtedy, kiedy akurat ja nie miałam na to najmniejszej ochoty.

       Zbliżała się najważniejsza lekcja- fizyka. Pan Olivier Simons czekał już na nas w klasie. Usiadłam na swoim stałym miejscu koło Robyn i wciąż mierzyłam nauczyciela srogim wzrokiem.

       - Panna Loose zostaje po lekcji! – zarządził w końcu poirytowany.

       - Nie wydaje mi się – odpowiedziałam, przez przypadek na tyle głośno, że zarówno cała klasa jak i nauczyciel to usłyszeli.

       - Wstań proszę, młoda damo – nakazał pan Simons. Spełniłam jego prośbę.

       - No i co mam tak sterczeć? – zapytałam znudzona.

       - Dokładnie – przytaknął i odwrócił się do tablicy. Nie robiąc sobie nic z uwagi tego szubrawca, usiadłam z powrotem i wtem usłyszałam alarm pożarowy. Wszyscy rzucili swoje rzeczy, ale nie ja. Wiedziałam, że to było wszystko planowane, zdradzało to nadmierne zdenerwowanie fizyka. Sięgnęłam spokojnie po torbę i ruszyłam za tłumem uczniów.

        - Lex, rusz się! – ponaglała Robyn ciągnąc mnie uparcie za rękę. Kierowaliśmy się na szkolne boisko i po chwili wszystkie klasy były już na miejscu. Wszyscy spanikowani rozglądali się dookoła i nagle spostrzegliśmy unoszący się ze szkolnego budynku dym. Był to bardzo skuteczny element odwrócenia uwagi bo nawet ja zwróciłam na to zbyt dużą uwagę. Szybko jednak ogarnęłam się, i dobrze, bo w tłumie zaczęli się kręcić jacyś dziwni ludzie. Głównie ubrani w czarne skóry, rozglądali się bacznie po tłumie dzieciaków. W całej tej grupce rozpoznałam jednego z ludzi, którzy wczoraj gonili Cam’a. „Teraz albo nigdy” pomyślałam, gdy byli wystarczająco daleko ode mnie. Poprawiłam torbę tak, żeby mi nie przeszkadzała i zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam. Akurat, gdy dobiegłam do bramy zorientowali się, że ktoś im ucieka. Usłyszałam gwizd, a potem rura za mną. Nigdy nie należałam do osób zbytnio wysportowanych, ale teraz musiałam się ulotnić choćby nie wiem co. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na czyjąkolwiek pomoc więc po prostu prułam przed siebie. Wpadłam po drodze na kilka osób i banda tych frajerów też. Najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam, gdzie mam uciekać. Powrót do domu byłby największą głupotą i ze względu na rodziców, i dlatego, że raczej nie chciałam, aby te zbiry poznały miejsce mojego zamieszkania. Biegłabym chyba tak bez końca aż dostrzegłam światełko nadziei w autobusie. Stanął na przystanku i wszyscy już załadowali się do środka. Maksymalnie przyspieszyłam i w ostatnim momencie zdążyłam wsiąść do busa, który zamknął już drzwi i zaczął odjeżdżać. Z lekkim uśmiechem patrzyłam jak tych gości o mało co nie rozjechał jakiś koleś w ciężarówce, a później już spokojnie, ale ostrożnie wróciłam do domu.

 

------------------------------------------------------

 

Dobra, mamy rozdział 3 :) Wybaczcie zwłokę ale jakoś nie miałam weny i do tego pobyt w szpitalu.. ehh -_-" czekam na wasze opinie i do następnego rozdziału :)